niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział II

DRACO
Obudziłem się późno, koło południa. Wyszedłem z tawerny bez śniadania. Zapłaciłem za jedną noc, jednak nie miałem ochoty tu dłużej zostawać. Spacerowałem więc po Pokątnej zastanawiając się, gdzie podziali się jego przyjaciele. Nie było sensu tu dłużej zostawać, więc aportował się przed Ministerstwo Magii. Dowiedziałem się wczoraj, że tam pracuje jeden z moich przyjaciół z dzieciństwa. Siedziałem w ukryciu, czekając aż pojawi się Zabini. Gdy pojawił się, wyciągnąłem rękę i zaciągnąłem go brutalnie.
-Hej, stary-powiedziałem cicho
-Draco? Co ty tu robisz?-spytał z niedowierzaniem
-Uwolniłem się. Jestem wolny. Bez nakazów ojca.
-A co z twoją matką?-spytał cicho. Wiedziałem, że o to zapyta. Zostawiłem ją, a ten tyran ją zniszczy.
-Nie była aż tak mądra jak ja-powiedziałem ukrywając drżenie głosu. Byłem zrozpaczony.
-A czemu tutaj jesteś?
-A jak myślisz? Wydziedziczył mnie. Nie mam gdzie się podziać. Blaise, ja wiem, że to dużo... Ale proszę cię... Pozwól mi mieszkać u ciebie choć chwilę. Jak znajdę pracę, zacznę coś wynajmować.
-A gdzie będziesz pracować? Twoje OWUTEMY nie były złe, ale... Nie wiem, gdzie chcesz znaleźć pracę. Chyba nie chcesz pracować dla mugoli?
-Jak będę musiał-westchnąłem. Poczułem na sobie wzrok przyjaciela. Zmieniłem się, nie byłem już aż tak arogancki i nie wierzyłem, że wszystko mi się należy. Jaki ja byłem głupi...
-Potworem nie jestem, pomogę ci. Ale pod jednym warunkiem.-głos Zabiniego wybudził mnie z rozmyślań
-Jakim?
-Zgłoś się do Ministerstwa.
-Czemu?-spytałem przerażony.- Myślisz, że pobyt w pierdlu ułatwi mi ustatkowanie się?
-W jakim pierdlu?-spytał nadzwyczaj spokojnie. No tak, jego ojciec nie był śmierciożercą, nie musi się aż tak przejmować konsekwencjami- Musisz tylko złożyć zeznania w sprawie twojego ojca. Będziesz czysty... Może nawet przyjmą cię tutaj?-powiedział cicho i dodał po chwili- A ja dostanę awans, bo za piękne oczka się go nie dostaje... Niestety-powiedział chichocząc. A to cwana bestia...
-Niech ci będzie-westchnął ciężko. Zabini położył mu rękę na ramieniu.
-Nie przejmuj się, stary.-powiedział. Jak mam się, kurde, nie przejmować?!!!
-Chodźmy-powiedział i wyciągnął mnie za ramię z ciemnego zaułka. Prowadził mnie tak do samych drzwi. Miałem ochotę uciec, ale nie można uciekać od życia... Trzeba ponieść karę za swoją głupotę
HERMIONA
Wstałam z lekkim bólem głowy. Zjadłam płatki z mlekiem i zebrałam się do wyjścia. Byłam lekko spóźniona, więc aportowałam się z domu do ciemnej uliczki przy wejściu do ministerstwa. Gdy weszłam do ogromnego hallu, wszystkie oczy skierowały się na mnie. Uśmiechnęłam się głupio i ruszyłam do swojego biura. 'Minister do spraw Śmierciożerców- Hermiona Granger'- uśmiechnęłam się do plakietki na drzwiach do mojego biura i usiadłam. Zaparzyłam sobie kawy i popatrzyłam na nowe papiery, które do mnie przyszły. Dziś krewni co raz to kolejnych Ślizgonów z mojego roku. Nienawidziłam tego -skazywać kogoś kogo choć trochę znała. A tych było nadzwyczaj dużo. To uczyło mnie, że nie można nikomu ufać... Chociaż, czy zaufałabym swoim prześladowcom ze szkoły? Raczej nie... Westchnęłam i wróciłam do przeglądania papierów. Za dwie godziny miałam pierwszą rozprawę. Przejrzałam więc wszystkie akta i zgromadziłam dowody. Gotowa na przykry obowiązek, wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. Nagle ktoś je otworzył.
-Ała- krzyknęłam dotykając swojego czoła. Tam mnie walnęły drzwi. Zamknęłam mocno oczy, a po chwili je otworzyłam. Nie mogłam uwierzyć, co tam zobaczyłam.
-Zabini, co tutaj robi Malfoy- spytałam z zamkniętymi oczami.
-Spokojnie, Granger. Draco przyszedł złożyć zeznania... A ja nie wiem co z nim zrobić. Nie zamknę go do paki, bo nic nie zrobił, a nie wiem co się robi ze świadkami. Możesz mnie oświecić?-spytał pogodnym głosem.
-Niech ten arogancki dupek posiedzi w celi. Może doceni, że nie każdy ma willę i jest arystokratą.
-Też miło mi cię widzieć, Granger-odparł Draco z swoim uśmieszkiem
-Od kiedy nie jestem szlamą?-spytałam wkurzona. Zawsze tak na mnie działał.
-No dobra, Draco. Chodźmy do celi, zanim nasza pani minister rzuci na ciebie jakiś paskudny urok- powiedział z uśmiechem i poszli razem w stronę cel. Kiedyś najlepsi przyjaciele, a teraz? Nie wiadomo co... A ja będę musiała go dziś przesłuchiwać. Westchnęła ciężko i zamknęła z trzaskiem drzwi.
DRACO
Słuchałem jednym uchem paplaniny Zabiniego. Jednak skupiłem się na spotkaniu z Granger. Jeżeli tak mnie wszycy tutaj wspominają to mam przerąbane.
-Stary, słuchasz mnie?-spytał mnie Zabini, machając mi przed twarzą. Już mi nie miażdżył ramienia.
-Przed nami są cele, spotkamy się później. Wiesz, co? Masz teraz kupę czasu na przemyślenie tego co zrobiłeś... Na znalezienie argumentów za tym, by twój ojciec był udupiony raz na zawsze. No i, żebyś ty był super dobry i tu pracował. Musisz udowodnić, że arogancki arystokrata, nie lubiący szl... czarodziei o nie czystej krwi zniknął. Nie spieprz tego-powiedział i zamknął drzwi celi.
-Nie spieprz tego-powtórzył i rozwalił mi włosy. Poszedł w swoją stronę, a ja brudny siedziałem w celi. Nigdy nie pomyślałem, że znajdę się w takiej sytuacji... 'Ciekawe, co z mamą?' pomyślałem i schowałem twarz w dłoniach. Jaki ze mnie dupek i egoista. Powinienem zostać i przekonać matkę... Ale może jak zaaresztują ojca, wszystko się skończy? Nie wiem, ale warto spróbować...
Po chwili zauważyłem twarz okoloną bujnymi brązowymi lokami, które wypatrywały mnie. Patrzyłem w czekoladowe oczy Granger i pomyślałem 'Ona jest nadzieją dla tego dupka, który siedzi w tej celi'. Gdy wreszcie znalazła mnie wzrokiem, podeszła szybko i powiedziała
-Obym jak najkrócej cię przesłuchiwała... Ale muszę to robić, bo...
-Jesteś panią minister... Nie masz od tego ludzi?
-Choć dużo czasu nie minęło, Minister Magii uważa, że w łapaniu śmierciożerców poradzi sobie parę osób. W końcu najgroźniejsi, albo zginęli w wojnie, albo już złapaliśmy. Niestety został tylko twój ojciec i inni sprzymierzeńcy Voldemorta. Uważam, że ty też powinnienęs trafić do więzienia, ale jak pewnie ci powiedział Zabini, mamy dzieci śmierciożerców naprowadzać na dobrą drogę, bo prawdopodobnie byli do tego zmuszani. Ja w to nie wierzę, szczególnie w twoim przypadku...
-To uwierz-przerwałem jej. Nie rozumiała wielu rzeczy... Myślała tylko, że wrogów Czarnego...Voldemorta zabijał i terroryzował. Ale tak nie było...
-W co mam wierzyć? W twoją niewinność?- zaśmiała się. Jednak w jej śmiechu nie było ani krzty życzliwości. Patrzyłem na upartą dziewczynę, którą kiedyś dokuczałem i sprawiałem ból.
-Skoro to ma być przesłuchanie, to może ja zacznę? A w ogóle, to nie powinni się inni zebrać i mnie wysłuchać? Aurorzy i w ogóle?
-Nie jesteś, aż tak ważny, uświadom to sobie-powiedziała złośliwie- Wystarczy tylko moje słowo.
-Twoje słowo? Przyszedłem tutaj, by uświadomić was, wrogów Voldemorta...
-A nie Czarnego Pana?
-Masz charakterek Granger, nie powiem... Przyszedłem tutsj, by uświadomić was, ze Voldemort nie był okrutny tylko dla was, szl... czarodziei o nie czystej...
-Powiedz to, Malfoy! Powiedz! Szlama! Wiesz, że takie rzeczy idzie się do więzienia?
-Macie chyba większe powody, żebym siedział, co nie?!-wykrzyczałem wkurzony. Nie mogą uświadomić sobie, że żałuję, że zrobiłem wiele rzeczy?!
Poczułem na sobie wzrok Hermiony. Popatrzyłem jej w oczy, jednak dopiero teraz zauważyłem, że widzę tylko rozmazany obraz. No tak, płacz przy dziewczynie, na pewno jej... Właściwie czemu chcę jej zaimponować? Czym? Że ją wyzywałem przez całą szkołę od szlam?
-Ziemia do Malfoya- powiedziała brunetka i złapała go za rękę
-Obiecuję, że nie będę ci przerywać. Po prostu gotuje się we mnie, jak ciebie widzę. Z wiadomych względów...-powiedziała cicho. Westchnąłem i zacząłem cicho
-Nie potrzebujecie chyba dowodów, żeby zamknąć mojego ojca? Jeden z ulubieńców Czarnego Pana...tfu... Voldemorta, zabił wiele czarodziei o nieczystej krwi i był z tego dumny. Do tego siedzi w swojej twierdzy w willi niedaleko Zakazanego Lasu, gotowy, by zniknąć, po tym jak przekupi aurorów... Tak, nie jesteście święci, wielu z nich jest już tak przekupionych, a mojemu ojczulkowi nie braknie pieniędzy... Jednak przyszedłem w innej sprawie. Ojciec dawno już powinien zostać zamknięty przez kogoś, kto oprze się jego kasie. I to szybko. Bo ojciec nie jest głupi, może się zmienić w kolejnego Voldemorta, ponieważ chęć władzy zaślepia go od dawna i nienawiść do mugoli zaślepia go od dawna. Dopiero nie dawno, zauważyłem, że przygotowuje się do kolejnej wojny...
-Wojny?!-krzyknęła zdziwiona Granger. Puściła moją rękę i wstała. Krążyła po celi, próbując się uspokoić. Łzy leciały jej po policzkach.
-Znów ma zginąć wiele czarodziei, znów wszyscy będą w śmiertelnym niebezpieczeństwie, znów...-mruczała pod nosem. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem bliżej. Usiadła na przeciwko mnie, a ja popatrzyłem jej w oczy.
-Zrozum Granger, musisz mnie wysłuchać. Ja nie chcę powtórki z rozrywki. Nie chcę wojny. Mugole nic nam nie robią. Byłem przekonany, że ojciec ich nienawidzi, by nie zginąć z rąk Voldemorta. Bo jesteśmy tchórzami, cała nasza rodzina to tchórze. Myślałem... Nie wiem co myślałem. Od zawsze mi wpajano, że Voldemort to dobro, a mugole to zło. Tylko, że to nie prawda. Ogarnąłem to jeszcze przed wojną, ale było już za późno. Ojciec nawalił, a Voldemort kazał mi stać się śmierciożercą. Bałem się wtedy jego, wiedziałem, że może zabrać mi matkę. Moją matkę, którą teraz zostawiłem w domu. To ona sprawiła, że nie jestem zimnym arystokratą. Dzięki niej wiem, co to miłość, przyjaźń. Choć, gdy poszedłem do szkoły, ojciec zaczął mnie "wychowywać", a ja całe życie uważałem ją za słabą osobę, teraz zrozumiałem... Wszystko. Wtedy też... Ale musiałem to zrobić, musiałem... Bo wtedy ona zginęłaby. Musiałem też zabić Dumbledora. To było najtrudniejsze zadanie, bo w głębi serca szanowałem go... Jednak zrobił to Snape, do dziś nie wiem dlaczego. To było po prostu dla mnie za trudne. Byłem tylko rozkapryszonym nastolatkiem, który myślał, że bycie śmierciożercą jest fajne. Nie jest. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale bycie śmierciożercą nie raz było bardziej niebezpieczne niż bycie wrogiem Voldemorta. Dlaczego? Nie wiem, ale ja zawsze miałem różdżkę przy gardle. Zawsze wiedziałem, że jak nie zachowam się tak jak on chcę, to zabije mnie i moją rodzinę. A to było straszne...
Myślałem, że po jego śmierci wszystko się skończy. Ale ojciec jeszcze bardziej ześwirował. Darł się na nas, że mu nie pomagamy, że cieszymy się ze śmierci jego Pana. Był okropny, matkę traktował gorzej niż mnie. A ona jeszcze go kochała... Po prostu, nie wiem co robić... Wczoraj go zostawiłem, snułem się po Londynie...
-Wiem-powiedziała. Popatrzyłem na nią zdziwiony
-Widziałam cię. Niestety nie mogłam cię oszołomić i zabrać do Ministerstwa, bo aportowałeś się.
-Widziałaś mnie na przystanku?
-Tak...
-Przepraszam, że cię nie zauważyłem. Może jakoś by to inaczej wyglądało... To znaczy nasze pierwsze spotkanie po wojnie.-powiedziałem cicho patrząc na nią. Wybałuszyła oczy, była bardzo zdziwiona. Moją postawą?
-Ale i tak miło mi cię widzieć. Nawet nie wiesz ile tobie i Wybrańcowi zawdzięczam. Miło wiedzieć, że jesteś na wysokiej pozycji w Ministerstwie i nie musisz się martwić o przyszłość. Po prostu zajebiście miło- mruknął. Zazdrościł brunetce i czuć to było w jego głosie.
-No to kiedy wychodzę?-spytałem
-Zobaczymy, czy w ogóle wyjdziesz-powiedziała i wstała
-Jak to nie wyjdę? Ja? Malfoy, który wszystko dostaje za piękne oczy?-spytałem z leciutkim uśmiechem.
-Właśnie za taką postawę powinieneś choć troszkę tu posiedzieć, fretko-powiedziała i wyszła z celi. Patrzyłem jak odchodzi i zastanawiałem się, jak to możliwe, że ją nienawidziłem

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz