wtorek, 25 lutego 2014

Rozdział VII

HERMIONA
Wpatrywałam się w Draco, który szedł w przeciwną stronę. Co to miało znaczyć? Czy... Nie, nie uwierzę, że Malfoy się we mnie zakochał. Co mu się stało? Co to miał o znaczyć? Tak wiele pytań cisnęło mi się na usta, ale nie dane mi będzie dzisiaj poznać na nie odpowiedzi. Nie mogłam go znaleźć. Pobiegłam kawałek, by go dogonić, ale nigdzie go nie zauważyłam. Weszłam więc do domu i postanowiłam zrobić sobie relaksującą kąpiel. Musiałam o tym pomyśleć. Musiałam po prostu dowiedzieć się, o co mu chodziło. Patrzeć mu w oczy i widzieć czy nie kłamie. Na te piękne, niebieskie... HERMIONA! Czy mi też odwaliło tak jak Malfoyowi? Co prawda jest nieziemsko przystojny, jego charakter jest nietypowy i jest wrażliwy, choć to skrycie ukrywa... Ale żeby tak myśleć o MALFOYU? Przecież to nadal chłopak, który mnie w głębi serca nienawidzi... Tylko co to dzisiaj było? Uch... Nie zasnę dzisiaj... Ale w sumie czemu? To po prostu kolejny chłopak, który chce mi złamać serce. Tak jak Ron. Nie myślę o tym. Nie spytam go jutro o co chodziło. Choćby nie wiem jakby to było trudne.
DRACO
Oparłem się o jakiś brudny budynek. Musiałem wybiec wszystkie emocje, które dziś przeżyłem. Co ja powiedziałem Granger? Że jest wyjątkowa? No bo jest. Ale nie kocham jej... Chyba. Nie wiem. Cholera, te jej ciało. Ten charakter. Ten prąd, gdy przechodzi przez nasze ciała, gdy się dotykamy. Nigdy o nie tak nie myślałem, ale jest niesamowita. Ale żebym ja się zakochał w... Nie, to niedorzeczne. Jak ona mogła zrozumieć moje słowa? Czy mogła to zrozumieć jako wyznanie miłości? Możliwe... Co ja, do cholery jasnej, narobiłem? Nie wiem nawet, czy ją kocham. Po prostu chciałem, żeby wiedziała, że nie chcę jej traktować jak inne dziewczyny... Bo jest inna. Nie rozbiera mnie wzrokiem, nie stara się mnie zdobyć. Wyzwaniem jest, by dowiedzieć się co znaczy jej delikatny uśmiech, gdy patrzy na mnie. A co dopiero czy mnie kocha, lubi, nienawidzi... Dlaczego wszystko musi być takie trudne? Usiadłem na ławce i patrzyłem w niebo. Co ja jej jutro powiem? Tak dużo pytań, tak mało odpowiedzi. Potrzebuję kogoś, kto by mnie wysłuchał. Na początku wydaje mi się to trochę głupie, ale biegnę w stronę mieszkania Zabiniego. Otwieram swoim kluczem i pukam do jego pokoju
-B?
-Smoczek? Co chcesz ode mnie? -spytał otwierając drzwi kopniakiem. Było tu strasznie duszno i lekko śmierdziało. Otworzyłem okno i walnąłem się na łóżko obok niego.
-Granger.-mruknąłem tylko, a on się uśmiechnął
-Nie jednemu zawróciła w głowie. Nie jest w moim typie, wolę głupsze...
-Na twoim poziomie intelektualnym- wtrąciłem złośliwie
-Stary, przyszedłeś po radę, czy żeby mnie obrażać?- powiedział lekko obrażony
-Ale się z ciebie baba zrobiła. Tylko obrażałbyś się. Mów o Granger!
-No okej, okej-powiedział nadal lekko obrażony, a potem przyjął swój nieschodzący z twarzy uśmiech -Chyba o jej walorach fizycznych nie muszę ci wspominać...
-Ale z ciebie debil, wiesz? Nie chodzi mi, żebyś ją mi reklamował, bez tego wiem, że jest niesamowita. Po prostu powiedz mi o jej i rudzielcu. Nie jestem pewny, ale chyba ją zranił
-Szybki jesteś. Była w depresji z powodu tego dupka. Wiesz co on zrobił? Wybrał Greengrass. Z powodu tych wszystkich niesnasek pomiędzy Slytherinem i Gryfonami nasze domy spędzały ze sobą więcej czasu. Pamiętasz jak wreszcie zaczęli oficjalnie chodzić. Hermiona była wtedy przeszczęśliwa.
-Coś kojarzę, ale raczej nie skupiałem się na tym tak bardzo. Wtedy starałem się zdać jak najlepiej OWUTEMY, bo z nauką było cienko, a chciałem jak najlepiej wypaść, żeby zostać ministrem... No i zostałem. Asytentem
-Oj, przestań się nad sobą użalać. Mogło być gorzej. Hermiona, podobnie jak ty kuła całymi dniami. Chociaż ona nie miała takich zaległości, kuła i kuła, i kuła, i kuła. Cały czas można było ją spotkać w bibliotece. A Ron nie miał takich ambicji. Mniej więcej pod koniec roku zaczął się spotykać z Greengrass... Hermiona i Ron byli od dawna zakochani, ale Ron po prostu wpadł po uszy, gdy zobaczył Dafne. Hermiona nie zauważała tego, ponieważ naiętnie uczyła się do OWUTEMÓW. A romans Dafne i rudzielca trwał dalej. Po OWUTEMACH można było spotkać ich całujących. Biedna Dafne
-Raczej biedna Hermiona... Jezu, to brzmi jak jakiś tani serial
-Dokładnie! Her po tych OWUTEMACH zaczęła zauważać, że olewała Rona. Dopiero po paru dniach odważył się jej powiedzieć. Hermiona wyjechała wcześniej z Hogwartu z samymi W na OWUTEMACH i bez Rona.
-Sad story... Ale można było się tego spodziewać po rudzielcu... Jak można zaprzepaścić taką szanse? Ma się taką inteligentną laskę, razem się uczycie, masz potem super oceny i super dziewczynę. A tak ma kiepskie OWUTEMY i kiepską Greengrass.
-Nie mówiłeś tak o niej, jak razem baraszkowaliście
-Spadaj, Blaise. Nie jesteś lepszy.
-Jestem przystojniejszy
-Jaka skromność.
-Po prostu patrzę realistycznie na świat-powiedział. Rzuciłem w niego jakąś rzeczą i zaśmiałem się
-Debil- stwierdził po chwili i razem się zaśmialiśmy. Po chwili zaczęliśmy gadać o quidditch'u i innych rzeczach. Trwało to raczej długo, bo potem poszła w ruch Ognista. Zasnąłem około 3.

niedziela, 23 lutego 2014

Rozdział VI

DRACO
Zmęczony siedziałem przy biurku i czekałem na Hermionę. Właściwie dopiero teraz ją poznawałem, wiem, że jest inna od innych pustych lasek, które wcześniej poznałem. Jest inteligenta, trudna do zdobycia, piękna i niesamowicie seksowna. Choć jest odważna i nie da sobie w kaszę dmuchać, bez różdżki może liczyć tylko na swój urok osobisty. Jest krucha, bezbronna. Muszę o nią dbać, nie ma nikogo innego. W sumie dopiero teraz uświadomiłem sobie, że od dawna intrygowała mnie ta dziewczyna. Ale zapominałem o niej, obraz został mi przysłoniony kłopotami rodziny. Teraz, gdy na nią patrzę, nie wyobrażam sobie, co bym sobie zrobił, jeżeli bym ją skrzywdził. Kiedyś chciałem ją zabić. Kiedyś chciałem zabić jej rodzinę.Teraz rozumiałem ile sprawiłem kłopotów. Przeglądałem własne akta i wściekałem się na siebie. Zamknąłem oczy i zacisnąłem mocno pięści. Czemu byłem takim tchórzem? Takim głupkiem? Ile przeze mnie zginęło?!!
HERMIONA
Weszłam cicho do biura i zauważyłam Draco, który siedział na jej krześle. Patrzył w sufit, wkurzony na coś. Nie ukrywał się za maską, był sobą. Podeszła bezszelestnie i zauważyła jego akta. Dotknęła jego ramienia i szepnęła mu do ucha.
-Nie przejmuj się, każdy popełnił parę błędów-popatrzył na mnie z niedowierzaniem.
-A znasz jakąś gorszą rodzinę od mojej?
-Hmm... Myślę, że Riddle'owie mogą być niezadowoleni z niektórych członków swej rodziny-mruknęła. Draco uśmiechnął się nieznacznie, a Hermiona usiadła naprzeciw niego i spytała
-Co tu w ogóle robisz? Dawno skończyłeś swoją robotę.
-Czekam na ciebie. Nie chciałem wracać z Zabinim, który... Po prostu nie chciałem się denerwować.
-No to chodźmy, nie mam zamiaru spędzać ani sekundy dłużej w tym miejscu- powiedziałam i ubrałam płaszcz. Wyszłam, wolno schodząc z długich schodów. Było ciemno, a szpilki nie pomagały w bezpiecznym zejściu. Po chwili poczułam jak ktoś łapie mnie za talię i nogi i unosi
-Malfoy, natychmiast mnie puść!
-Nie-e - powiedział i zbiegł trzymając mnie w swoich ramionach. Nie powiem, żeby było mi źle, ale...
-Popamiętasz to, Malfoy
-Też cię lubię, Granger-powiedział stawiając mnie przed wyjściem z Ministerstwa. Rozejrzałam się, jednak było tu wyjątkowo pusto. Wyszliśmy razem, a ja wzięłam głęboki wdech i wydech. Powietrze, zanieczyszczone trochę smogiem, orzeźwiło mnie. Ruszyłam szybkim krokiem w stronę domu, a blondyn szedł obok mnie
-Nie lepsza aportacja?
-Nie lepszy gruby brzuszek?-odpowiedziałam zgryźliwie
-Masz super figurę, nie wiem o oc ci chodzi.
-No widzisz, nie każdy umie to docenić-palnęłam myśląc o Ronie. Na szczęście blondyn nic nie odpowiedział tylko przejechał koniuszkami swoich palców po moich. Popatrzyłam na niego, a on się uśmiechnął lekko.
DRACO
Popatrzyłem na nią. Zapomniała o wszystkim co jej zrobiłem. Wybaczyła mi, uwierzyła, po prostu. Od wczoraj nie mogę uwierzyć w moje szczęście. Gdybym wcześniej olał ojca, może byłoby z tego coś więce... O czym ty myślisz, Smoku? To nie dziewczyna dla ciebie. Nie jesteś wart tak inteligentnej i pięknej kobiety, najwyżej czeka cię ślub z takim pustakiem z wczorajszej nocy. Patrzyłem na szatynkę, gdy nagle się zatrzymała.
-Tu mieszkam. Hej, Malfoy- powiedziała i  pomachała mi. "Teraz, albo nigdy'' pomyślałem i złapałem machającą mi rękę, pocałowałem koniuszki palców. Popatrzyłem na zszokowaną Hermionę i powiedziałem
-Nie tylko do matki mam szacunek. Jesteś inna niż wszystkie.
Odeszłem, zostawiając Hermionę stojącą jakby była spetryfikowana. Nie odwróciłem się, choć miałem ochotę. Czy to miłość? Nie wiem... Ale wiem, że gdyby coś się jej stało z mojego powodu, byłoby na prawdę źle

Rozdział V

DRACO
Obudziłem się z cichym jękiem. Bolały mnie plecy i głowa. Plecy z powodu cienkiego materaca na brudnej i usłanej śmieciami podłodze Blaise'a, a głowa z powodu kaca. Odsunąłem jakąś przytulającą się do mnie dziewczynę i poszedłem do łazienki. Idąc, rozglądałem się po niesamowicie brudnym mieszkaniu Blaise'a. Ile będę musiał to wytrzymywać? Nie znoszę brudu, od zawsze byłem pedantem. Zdjąłem uwalone w jakiejś nieznanej cieczy ubrania i odkręciłem kurek z lodowatą wodą. Wchodząc, krzyknąłem, lecz po chwili lodowata woda ukoiła moje nerwy. Po dłuższej chwili wyszedłem w samym ręczniku i wyciągnąłem wczoraj sklonowane ubrania. Muszę sobie kupić nowe, ale to na razie nie było dla mnie takie ważne. Nie chciałem się spóźnić do pracy. Przekonywał mnie jeden ważny argument- gdy się spóźnię, będzie czekała na mnie wyjątkowo rozzłoszczona lwica. Przypomniało mi się wczorajszy wieczór i zachichotałem. Szybko aportowałem się do ciemnej uliczki, rzucając w ostatniej chwili zaklęcie Aquamenti na przyjaciela. Mokra pobudka jak za dobrych, starych czasów. Z uśmiechem na twarzy wszedłem do ministerstwa, nie zauważając nawet, że padało. Otworzyłem drzwi do biura Granger. Nie było jej tam. Zrobiłem sobie kawę i usiadłem na jej fotelu, przyjmując minę 'Spóźniłaś się, pani Idealna'.
HERMIONA
Otworzyłam leniwie jedno oko, patrząc na zegarek. 7.45.
- Cholera jasna-krzyknęłam wstając gwałtownie. Pobiegłam do łazienki i wzięłam błyskawiczny prysznic. Myłam zęby i rozczesywałam włosy jednocześnie. Prostym zaklęciem sprawiłam, że moje loki prezentowały się dużo lepiej. Delikatnie się pomalowałam. Narzuciłam na sobie wcześniej przygotowaną niebieską obcisłą sukienkę i buty na obcasie o tym samym kolorze. Szybkim krokiem podbiegłam do wieszaka, łapiąc jedną ręką torebkę, drugą różdżkę. Włożyłam różdżkę do torebki, złapałam płaszcz i aportowałam się niedaleko Ministerstwa. Rzęsisty deszcz w jednej chwili romazał mój makijaż, a obcisła sukienka jeszcze bardziej przylegała mi do ciała.
- Kurczę- mruknęłam i pobiegłam do swojego biura. Zasapana, otworzyłam drzwi i wmurowało mnie. Zapomniałam o Malfoyu, który teraz gapił się na mnie z swoim złośliwym uśmieszkiem.
-Witaj szefowo- mruknął cicho i wstał z mojego krzesła.
- Na czym ja mam siedzieć?- spytał podchodząc do mnie i biorąc ode mnie płaszcz. Powiesił go na wieszaku i zaczął się gapić na mnie, ubraną w bardzo przylegającą sukienkę
-Nie wiem, nie gap się tak na mnie
-To nie możliwe, trzeba było nałożyć płaszcz. Teraz wyglądasz za bardzo obłędnie
-Spadaj, Malfoy. Zrobiłbyś coś pożytecznego.
-No to może mi powiedz co mam zrobić
-No tak, wam z Slytherinu trzeba wszystko tłumaczyć. Masz tu listy, zakopertuj je, a potem zanieś do sowiarni. A potem zrób mi kawy i kup jakieś śniadanie. Tu masz kasę- powiedziałam i wyjęłam portfel.
-Kup sobie coś, a nie będziesz w brudnych ciuchach chodził- dodałam i wyszłam szybkim krokiem do łazienki, nie czekając na jakąkolwiek reakcje blondyna.
DRACO
Mam nosić koperty do sowiarni i robić kawę Granger?! Serio?! Wkurzony zacząłem odwalać brudną robotę, myśląc o szatynce. W sumie za takie widoki jakie dziś zobaczył, mógłby jej robić codziennie kawę. Jej ciało było nieziemskie. No i nie śliniła się na jego widok, wręcz przeciwnie. To było intrygujące, wręcz zaskakujące. Chociaż nie. Ktoś kto cię wyzywał przez... Boże jaki ja byłem głupi... Dziewczyna wróciła już w suchej sukience, bez rozmazanego makijażu i w bardziej uporządkowanej fryzurze. Była niesamowita.
-Malfoy, proszę nie gap się tak na mnie, tylko skup się na pracy. Bo cię zwolnię!
-Mnie? Kotku, nie mogłabyś-powiedziałem uśmiechając się do niej.- Musisz przyznać, że mój uśmiech zwala cię z nóg.
-Może nie często to słyszysz, ale nie. Jesteś nie w moim typie-powiedziała i popatrzyła w dół. Dało się też zauważyć leciutki rumieniec. Kłamała. Uśmiechnąłem się delikatnie i wróciłem do pracy.
HERMIONA
Patrzyłam na blondyna, uśmiechając się leciutko.
-Jestem na prawdę głodna, proszę, pospiesz się-powiedziałam i wyszłam z biura, choć niechętnie. Dlaczego? Nie wiem, lecz szybko poszłam po dzisiejsze akta. Pobiegłam szybko do biura i zderzyłam się z blondynem w drzwiach. Wychodził z stosem kopert, a ja z aktami. Papiery rozsypały się po podłodze. Prawie upadłam, ale w ostatniej chwili blondyn złapał mnie za nadgarstek. Z trudem utrzymałam się na szpilkach, lecz wstałam.
-Dzięki.
 Po chwili schyliłam się i zaczęłam zbierać swoje akta. Draco, za to, zbierał listy.
-Podasz mi tamten list?-spytał uśmiechając się
-Oczywiście- odpowiedziałam i podałam mu go. Jednak nie byłam gotowa na to co on zrobił.
DRACO
Gdy wziąłem od niej list, złapałem jej dłoń i przejechałem po nich opuszkami palców. Jakaś nie znana mi wcześniej energia przepłynęła między mną, a nią. Uśmiechnąłem się szerzej i odłożyłem list na stertę. Ona za to popatrzyła ns mnie podejrzliwie i powróciła do zbierania akt. Ja skończyłem wcześniej, więc wstałem i bezczelnie gapiłem się jej w dekolt. Podniosła wzrok i złapała stertę akt. Podałem jej rękę, ponawiając wcześniejsze pieszczoty. Dotknięcie jej było inne niż dotknięcie innej dziewczyny. Było... dziwne. A na jej twarzy pojawił się rumieniec. Nie protestowała jednak. Uśmiechnęła się tylko i znów mruknęła cicho
-Dzięki
Ruszyłem w stronę sowiarni, zastanawiając się nad Hermioną. Była niezwykła.
HERMIONA
Nadal czułam na swojej ręce jego dotyk. Patrzyłam na rękę, jakbym oczekiwała, że nagle stanie się niebieska. Ale nie zmieniła koloru, nadal taka sama. A jednak inna. Zmarszczyłam brwi, ponieważ nie wiedziałam czegoś. Hermiona, najlepsza uczennica Hogwartu tego wieku, nie wiedziała co się działo w jej sercu. Odrzucała miłość, jak natrętną muchę. Jedyne co to może być, to głupie zauroczenie w tym głupim, lecz uroczym blondynie. "Malfoy uroczy? Puknij się w główkę dziewczyno!'' pomyślała i przygotowywała akta. Miała tylko godzinę do rozprawy, a miała coraz mniej czasu i j coraz bardziej burczało jej w brzuchu. Popatrzyła na Malfoy'a, który po chwili wszedł z świeżymi bułkami do jej gabinetu. Rzuciła się na nie i wgryzła się w jedną malutką z ziarnami.
-Dzięki, umierałam z głodu. Masz tutaj akta, musisz mi je przygotować zgodnie z kolejnością rozpraw i wypisać mi najważniejsze rzeczy, żebym mogła tylko rzucić okiem. Dziś zostajesz na dłużej, bo ja dziś też dłużej zostaje. Wczoraj narobiłeś niemałego zamieszania...
-Robi się, szefowo.-powiedział i podszedł do biurka. Chwycił akta i zaczął nad nimi pracować. Ja dokończyłam śniadanie, patrząc na niego i jego nieschodzący z twarzy złośliwy uśmiech. Westchnęłam i wzięłam pierwsze akta.
-Jak coś to przynoś mi w miarę na bieżąco-powiedziałam i wstałam. Niby przypadkiem dotknęłam jego ramienia i rozkoszowałam się jego dotykiem. "Co się z tobą dzieje, dziewczyno?"  pomyślałam wchodząc do sali rozpraw.

Rozdział IV

DRACO
Patrzyłem jak odchodzi, lecz przerwał mi w tym Blaise waląc mnie w ramię.
-Chodź stary! Trzeba to jakoś uczcić, co nie?
-Co?-spytałem nieprzytomnie. Ta szatynka działała na mnie dziwnie.
-Uwolnienie cię, wydanie ojca, wybieraj sam-powiedział czarnoskóry chłopak i złapał mnie. Zaciągnął mnie do jakiegoś ciemnego zaułka i zanim zdążyłem zaprotestować, aportował mnie do jakiegoś klubu.
-Tu się bawi elita-powiedział wskazując mi na ściany pełne graffiti, czarną podłogę i długi bar. No nie wyglądał to jak elitarny bar. Zauważyłem kilku kolegów z roku i podszedłem do kogoś. Zacząłem zagadywać i pytać o plany na przyszłość itp., tak zwana wymiana informacji i plotek. Paru Ślizgonów spytałem nawet czy wiedzą coś o matce, jednak niczego się nie dowiedziałem. Po chwili usiadłem w rogu. Wyjątkowo nie miałem ochoty na imprezę, szczególnie, gdy wiem, że matka nadal przeżywa piekło w domu. Piłem Ognistą patrząc na tańczącego Zabiniego, który zaciąga kolejną dziewczynę do damskiej toalety. Na prawdę nie miałem ochoty spędzać tutaj czasu. Gdy Zabini zapewne posuwał tamtą blondynkę, ja szybko wyszedłem. Po chwili okazało się, że byłem na Piccadilly Circus. Ruszyłem więc wolnym krokiem w niewiadomą nawet mi stronę. Gdy popatrzyłem na wysoką blondynkę z małym chłopczykiem, także blondynkiem, znów wróciłem myślami do matki. Zawsze skrywałem to, ale jeśli chodzi o nią byłem bardzo wrażliwym. Ogólnie nie byłem zimnym draniem, który marzy o zabiciu całego świata. Niestety tak o mnie mówią. Jednak, w głębi serca, umiem kochać. Tylko wpajane mi było, że to złe. Kochający równa się słaby. Tak nie jest, ale jednak nadal tak myślę. Westchnąłem. Nagle uświadomiłem sobie, że jestem w parku. Usiadłem na brudnej ławce i patrzyłem w niebo.
HERMIONA
Wyszłam z domu w czerwonym płaszczyku, jeansach i butach na koturnie. Miałam ochotę na długi spacer. To był trudny dzień. Nie tylko ze względu na Malfoya i jego dramat. Po prostu czułam się nieswojo. Skierowałam się w stronę parku, myśląc o Malfoy'u i o jego zmianie... Czyżby to była prawda? Jeżeli tak, byłoby niesamowicie... Choć był wrednym sukinsynem, tak na prawdę był cały czas zagubiony i fajnym chłopakiem. Łamaczem serc i casanovą, lecz nie tylko jego wygląd przyciągał dziewczyny. Po prostu jego charakter był inny, ciekawy. A wiedząc, że coś się kryje za tą arogancją i nienawiścią... Gdy weszła do parku, zauważyła białą czuprynę chłopaka. O wilku mowa. Usiadła obok niego i powiedziała
-Hej, fretko
Draco popatrzył na mnie zaskoczony. Miał błyszczące od łez oczy i parę łez spływało leniwie po policzku.
-Oj, sorry. Może ja już pójdę...-powiedziałam chcąc uniknąć krępującej sytuacji
-Zostań... Nie wierzę, że to mówię, ale potrzebuję kogoś, kto mnie choć trochę zna i nie chce, żebym ją przeleciał
-No to to na pewno nie ja
-Więc zostań, co?-popatrzył na mnie, a ja wróciłam na miejsce obok niego.
-Co się dzieje?-pytam patrząc w górę tak jak on
-Matka. Nie mogę ogarnąć tego, że jestem takim strasznym egoistą i zostawiłem ją. Nawet nie wiem, czy ona nadal żyje. Przecież ojciec nigdy nie mógł docenić skarbu jaki miał.
-Widzę, że mamisynek z ciebie.
-Po prostu ją szanuję. Ty nie rozumiesz, twoi rodzice są mugolami, a twój ojciec nie jest sadystą.
-W sumie... Ale zamartwiając się, nie pomożesz jej...
-Wiem, po prostu... Dzięki niej nie siedzę z ojcem i nie planuję tej głupiej wojny. Zawdzięczam jej rozum.
-No to na prawdę dużo, chociaż... w twoim przypadku to nie tak wiele.
-Spadaj, Granger
Zamilkliśmy patrząc w niebo. Co chwilę patrzył na mnie otwierając usta, jakby chcąc coś powiedzieć, lecz milczał nadal. Patrzyliśmy tak dłuższy czas, dopóki nie usłyszeliśmy głos pijanego Blaise'a i chichot jakiś panienek.
-Super-mruknął, a ja patrzyłam na wianuszek głupich dziewczyn uwieszonych na Blaise'ie
-Stary, chodź, mój dom jest niedaleko. Dziewczyny, co sądzicie o moim kumplu?-spytał czarnoskóry, a ja mimowolnie zachichotałam patrząc na rozdziawione usta dziewczyn. Popatrzyłam na Draco, który też chichotał. Podniosłam brew i szepnęłam do niego
-Chcesz zobaczyć występ najżałośniejszych dziewczyn?
-To można być jeszcze bardziej żałosnym?-spytał uśmiechając się
-Uwierz mi, że można-mruknęłam i cmoknęłam go delikatnie w policzek.
-Do zobaczenia, kochanie-powiedziałam i odeszłam czując na sobie tyle zazdrosnych i nienawistnych spojrzeń. Zachichotałam cicho, gdy usłyszałam wybuch śmiechu Draco i Blaise'a oraz dziewczyn, które nawet nie zdawały sobie sprawy, że śmieją się same z siebie. Pobiegłam w stronę domu w wyśmienitym humorze. Gdy zasypiałam, miałam przed oczami tylko błyszczące oczy blondyna.

niedziela, 16 lutego 2014

Rozdział III

HERMIONA
Wyszłam z celi zszokowana. Malfoy, który czegoś żałuje? Malfoy, który kocha? Malfoy szanujący Dumbledora? Takie i inne myśli w tym stylu przelatywały mi przez głowę. Nigdy nie zastanawiałam się, jak mogą się czuć śmierciożercy... Jak się teraz czują... I dlaczego byli tacy podli? Rozmyślanie o tym tak mnie zajęło, że nawet nie zauważyłam, kiedy pojawiłam się przed biurem Ministra. Zapukałam cicho. Gdy usłyszałam 'Proszę!' weszłam do środka i zaczęłam
-Witam. Dziś Zabini przyprowadził młodego Malfoya, syna Lucjusza do mnie. Przesłuchałam go i uważam, że powinien zostać natychmiast przesłuchany przed Radą Przysięgłych. Powinniśmy też zdecydować...
-Chwila, chwila. Czy to jest aż tak ważne? To tylko Malfoyowie. Nie są chyba aż tak ważne jak rozwścieczenie olbrzymów w okolicy Norwich. Co nam może zagrażać od byłych śmierciożerców, którzy nie mają swojego Pana i nie wiedzą co robić. Możemy to przesunąć na jutrzejszą Radę Przysięgłych...
-Grozi nam III Wojna o Hogwart, a pan chce to przesuwać?-spytałam rozgoryczona
-Wojna?!
-Tak, wojna. Proszę...
-Już wysyłam listy, proszę się nie denerwować. Może pani już iść. Najlepiej, jakby pilnowałaby pani młodego Malfoy'a...
-A moje rozprawy o państwu Greengrass?
-Zostaną przełożone na późniejszy dzień, spokojnie. Proszę tam iść, pan Malfoy ma tu wiele przyjaciół, nie wiadomo, kto da mu różdżkę...
-Już tam zmierzam- powiedziałam i szybkim krokiem ruszyłam do celi.
-Stęskniłem się-powiedział blondyn, gdy wchodziłam do niego. Prychnęłam tylko.
-Wyładniałaś... To dziwne, że chodzisz z Ronem, skoro możesz mieć każdego...
-Ja z Ronem? Przeszłość...-mruknęłam cicho, ale najwyraźniej to zauważył. Rzuciłam parę zaklęć, by nie mógł mnie dotknąć i wyjęłam książkę.
-Kujon zawsze pozostanie kujonem.
-Czytam dla przyjemności, tobie też przydałoby się.
-Czy ty sugerujesz, że nie jestem zbytnio mądry?
-Taa- powiedziałam lakonicznie i powróciłam do książki.
-Nudzi mi się-powiedział po chwili Draco
-Innym więźniom też, musisz wytrzymać
-Ale tylko ja mam blisko kobietę, z którą mogę...
-Jeżeli myślisz, że mnie przelecisz, to się grubo mylisz. Jesteś... nie w moim typie, kotku- powiedziałam. Co on sobie wyobraża?
-No tak, ty wolisz rudych- mruknął bezczelnie
-Co ty sobie wyobrażasz? Znów wrócił Malfoy, który jest głupim, aroganckim egoistą? Nie jestem z Slytherinu i twoją osobistą dziwką!
-Keep calm. Zrozumiałem, nadal kochasz Ron'a.
-Odczep się! Nie powinno cię interesować nic oprócz twojego Czarnego Pana, czyż nie?- spytałam, chcąc trafić go w czuły punkt. Zamilkł, więc powróciłam do książki. Po dłuższej chwili powiedział
-Nie zaprzeczyłaś...
-Czemu?-spytałam nadal czytając książkę.
-Że nie kochasz Rona...
-Spadaj!-krzyknęłam i wyciszyłam go zaklęciem. Może i kocham Rona. Na pewno nie zniknie z mojego życia tak łatwo... Ale to nie jego sprawa! Westchnęłam i popatrzyłam na Malfoy'a, który stał na granicy mojego zaklęcia ochronnego. Opierał o przezroczystą kulę czoło i miał zamknięte oczy. Blond włosy, jak zwykle potargane dziwnie się zachowywały, gdy dotykały bariery ochronnej. Jego usta szybko się poruszały, pewnie coś tam mruczał pod nosem. Zakończyłam zaklęcie wyciszające w taki sposób, żeby on tego nie wiedział. Byłam ciekawa co on mamrocze...
-Głupia Granger, nie ufa mi, a ja muszę zdobyć jej zaufanie. Muszę... Już raz zawiodłem mamę... Ojciec ją zniszczy, jeżeli już tego nie zrobił... Błagam cię, Granger, pomóż mi, proszę cię... Szkoda, że tego nie słyszysz...
-Słyszę-powiedziałam. Otworzył oczy i popatrzył na mnie
-Sprytne, Granger. Zaklęcie niewerbalne.
-Mam na imię Hermiona- wysyczałam wściekła.
-A ja Draco.
-Miło mi.
-W sumie, po moim zmądrzeniu...
-W który nie wierzę-przerwałam
-Możemy się od nowa poznać-mówił dalej nie zwracając na mnie uwagi
-Nie, raczej nie-odpowiedziałam szybko
-Dlaczego?
-Bo nie mam ochoty zadawać się z tobą. Nie jesteś już casanową Hogwartu, nie każdy ma ochotę z tobą gadać.
 -A wcześniej niby miałaś?
-Zadaj sobie to samo pytanie...
-Byłem głupi
-Powtórz to- poprosiłam go z uśmiechem na ustach.
-Nie
-Powtórz to!
-Nie!
Nagle usłyszałam szczęk zamka. Celę otworzył Zabini
-Witam, witam. Hermiono, czy nasz więzień zachowywał się poprawnie?
-Nie, trzeba mnie ukarać. Her, możesz to zrobić, wiesz jak-powiedział i poruszył śmiesznie brwiami.
-Zboczeniec-powiedziałam i popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Cały Smok-mruknął Zabini i złapał blondyna za ramię. Wyprowadził go z celi i spytał
-A ty ślicznotko zamierzasz spędzić tutaj popołudnie w celi. Nie najlepiej...
-Już idę-mruknęłam zamykając drzwi. Szłam za nimi. Odezwałam się dopiero przed wejściem do sali sądowej.
-Powodzenia-powiedziałam i położyłam mu rękę na ramieniu. -Dziś twój wielki dzień, najpierw byłeś więźniem, a teraz zdradzisz ojca i...
-Będę potem żył długo i szczęśliwie- mruknął i wziął głęboki wdech. Weszliśmy do sali Rady. Usiadłam pomiędzy aurorami i innymi ministrami. Patrzyłam jak Zabini prowadzi go do ławki dla świadków, a Minister mówi. Miałam ochotę usiąść obok niego i złapać go za rękę. Dać mu jakiekolwiek wsparcie. Tylko dlaczego? Zawsze był moim wrogiem, a teraz... Czuję, że się zmienił.
DRACO
-Nazywam się Draco Malfoy i jestem tutaj, abyście złapali mojego ojca.-powiedziałem głośno. Ciche szepty między aurorami znikły, a wszyscy się na mnie gapili
-Na pewno każdy kojarzy Lucjusza. Długie włosy, arogancki dupek. Jeden z większych sługusów Voldemorta. Tak, Voldemorta, nie Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać! Każdemu sprawił ból, nie każdy może się tym pochwalić. Większość śmierciożerców to zwykli tchórze, którzy nie chcieli walczyć ze złem, tylko się nim stać. Większość śmierciożerców byli w głębi serca dobrzy. Byli po prostu tchórzami. Tak jak ja. Jednak nie jak mój ojciec. Byłem śmierciożercą- pokazałem Mroczny Znak i kontynuowałem- Ale nie z wyboru. Gdy chciałem uciec od ojca, zabrać matkę i zamknąć ten rozdział w życiu, Voldemort właśnie zrobił mi ten uroczy tatuaż. Grozili mi śmiercią nie tylko moją, lecz całej rodziny...-kontynuowałem moją opowieść jeszcze dwie godziny. Najwięcej było pytań odnośnie Wojny. Nie było to jednak aż takie niebezpieczne, jak opisywałem. Jeszcze dziś wyruszyło dużo aurorów w poszukiwaniu mojego ojczulka. Myślałem o tym wszystkim, gdy wychodziłem. Nagle zaczepiła mnie Hermiona.
-Co teraz zamierzasz?
-Jeśli chodzi o...?-spytałem
-O pracę.
-Dam jakoś radę...
-Czyli?
-Nie wiem!- krzyknąłem wkurzony.
-Nie wierzę, że to mówię, ale... Może chciałbyś zostać moim sekretarzem?..
-Jasne- powiedziałem. Też nie wierzyłem, że to prawda.
-Pogadam z Ministrem. Poczekasz?
-Pewnie- odparłem. No to problem z pracą rozwiązany. Oby... Patrzyłem jak szatynka podchodzi do Ministra i pyta, używając całego swojego uroku osobistego. Dlaczego ona to robi? A ja dlaczego na nią się gapię?
HERMIONA
'Dlaczego ja to robię' myśli uśmiechając się do Ministra.
-Myślę, że to dobry pomysł. Będę miała na niego oko, będzie pod dobrym wpływem, no i może zdobędziemy dzięki niemu więcej informacji o Lucjuszu i wojnie.
-Niech będzie. Ma tydzień okresu próbnego. A potem zobaczymy.
-Dziękuję. Przyda mi się asystent- mówię, kłaniając się i odchodząc do Malfoy'a
-Co tam, nowy asystencie?-spytałam przechodząc obok niego i Zabiniego, którzy gadali o swojej głupocie. Gdy blondyn usłyszał to przytulił mnie i podniósł ze szczęścia
-Jesteś najlepsza
-Powtórzysz?-spytałam z uśmiechem
-Spadaj-mruknął stawiając mnie na ziemi. Zaczęłam się z niego śmiać razem z Zabinim.
-Gdzie ty teraz mieszkasz?-spytałam Malfoy'a
-U Zabiniego
-Współczuje-powiedziałam i pomachałam im na pożegnanie. Ruszyłam seksownie poruszając biodrami, aby wszystkim opadła szczęka. Wiem, nie powinnam tak robić, ale to takie zabawne. Bo Malfoy miał dziś rację, wyładniałam. Choć jestem w miarę skromna, nie da się nie zauważyć zmian. Odwróciłam się tylko na chwilę, by popatrzeć na blondyna. Nie pomyliłam się, w końcu głupia nie jestem. Malfoy stał z otwartymi ustami.
-Zamknij buźkę, słonko- powiedziałam zgryźliwie i odeszłam w stronę swojego domu

Rozdział II

DRACO
Obudziłem się późno, koło południa. Wyszedłem z tawerny bez śniadania. Zapłaciłem za jedną noc, jednak nie miałem ochoty tu dłużej zostawać. Spacerowałem więc po Pokątnej zastanawiając się, gdzie podziali się jego przyjaciele. Nie było sensu tu dłużej zostawać, więc aportował się przed Ministerstwo Magii. Dowiedziałem się wczoraj, że tam pracuje jeden z moich przyjaciół z dzieciństwa. Siedziałem w ukryciu, czekając aż pojawi się Zabini. Gdy pojawił się, wyciągnąłem rękę i zaciągnąłem go brutalnie.
-Hej, stary-powiedziałem cicho
-Draco? Co ty tu robisz?-spytał z niedowierzaniem
-Uwolniłem się. Jestem wolny. Bez nakazów ojca.
-A co z twoją matką?-spytał cicho. Wiedziałem, że o to zapyta. Zostawiłem ją, a ten tyran ją zniszczy.
-Nie była aż tak mądra jak ja-powiedziałem ukrywając drżenie głosu. Byłem zrozpaczony.
-A czemu tutaj jesteś?
-A jak myślisz? Wydziedziczył mnie. Nie mam gdzie się podziać. Blaise, ja wiem, że to dużo... Ale proszę cię... Pozwól mi mieszkać u ciebie choć chwilę. Jak znajdę pracę, zacznę coś wynajmować.
-A gdzie będziesz pracować? Twoje OWUTEMY nie były złe, ale... Nie wiem, gdzie chcesz znaleźć pracę. Chyba nie chcesz pracować dla mugoli?
-Jak będę musiał-westchnąłem. Poczułem na sobie wzrok przyjaciela. Zmieniłem się, nie byłem już aż tak arogancki i nie wierzyłem, że wszystko mi się należy. Jaki ja byłem głupi...
-Potworem nie jestem, pomogę ci. Ale pod jednym warunkiem.-głos Zabiniego wybudził mnie z rozmyślań
-Jakim?
-Zgłoś się do Ministerstwa.
-Czemu?-spytałem przerażony.- Myślisz, że pobyt w pierdlu ułatwi mi ustatkowanie się?
-W jakim pierdlu?-spytał nadzwyczaj spokojnie. No tak, jego ojciec nie był śmierciożercą, nie musi się aż tak przejmować konsekwencjami- Musisz tylko złożyć zeznania w sprawie twojego ojca. Będziesz czysty... Może nawet przyjmą cię tutaj?-powiedział cicho i dodał po chwili- A ja dostanę awans, bo za piękne oczka się go nie dostaje... Niestety-powiedział chichocząc. A to cwana bestia...
-Niech ci będzie-westchnął ciężko. Zabini położył mu rękę na ramieniu.
-Nie przejmuj się, stary.-powiedział. Jak mam się, kurde, nie przejmować?!!!
-Chodźmy-powiedział i wyciągnął mnie za ramię z ciemnego zaułka. Prowadził mnie tak do samych drzwi. Miałem ochotę uciec, ale nie można uciekać od życia... Trzeba ponieść karę za swoją głupotę
HERMIONA
Wstałam z lekkim bólem głowy. Zjadłam płatki z mlekiem i zebrałam się do wyjścia. Byłam lekko spóźniona, więc aportowałam się z domu do ciemnej uliczki przy wejściu do ministerstwa. Gdy weszłam do ogromnego hallu, wszystkie oczy skierowały się na mnie. Uśmiechnęłam się głupio i ruszyłam do swojego biura. 'Minister do spraw Śmierciożerców- Hermiona Granger'- uśmiechnęłam się do plakietki na drzwiach do mojego biura i usiadłam. Zaparzyłam sobie kawy i popatrzyłam na nowe papiery, które do mnie przyszły. Dziś krewni co raz to kolejnych Ślizgonów z mojego roku. Nienawidziłam tego -skazywać kogoś kogo choć trochę znała. A tych było nadzwyczaj dużo. To uczyło mnie, że nie można nikomu ufać... Chociaż, czy zaufałabym swoim prześladowcom ze szkoły? Raczej nie... Westchnęłam i wróciłam do przeglądania papierów. Za dwie godziny miałam pierwszą rozprawę. Przejrzałam więc wszystkie akta i zgromadziłam dowody. Gotowa na przykry obowiązek, wstałam i skierowałam się w stronę drzwi. Nagle ktoś je otworzył.
-Ała- krzyknęłam dotykając swojego czoła. Tam mnie walnęły drzwi. Zamknęłam mocno oczy, a po chwili je otworzyłam. Nie mogłam uwierzyć, co tam zobaczyłam.
-Zabini, co tutaj robi Malfoy- spytałam z zamkniętymi oczami.
-Spokojnie, Granger. Draco przyszedł złożyć zeznania... A ja nie wiem co z nim zrobić. Nie zamknę go do paki, bo nic nie zrobił, a nie wiem co się robi ze świadkami. Możesz mnie oświecić?-spytał pogodnym głosem.
-Niech ten arogancki dupek posiedzi w celi. Może doceni, że nie każdy ma willę i jest arystokratą.
-Też miło mi cię widzieć, Granger-odparł Draco z swoim uśmieszkiem
-Od kiedy nie jestem szlamą?-spytałam wkurzona. Zawsze tak na mnie działał.
-No dobra, Draco. Chodźmy do celi, zanim nasza pani minister rzuci na ciebie jakiś paskudny urok- powiedział z uśmiechem i poszli razem w stronę cel. Kiedyś najlepsi przyjaciele, a teraz? Nie wiadomo co... A ja będę musiała go dziś przesłuchiwać. Westchnęła ciężko i zamknęła z trzaskiem drzwi.
DRACO
Słuchałem jednym uchem paplaniny Zabiniego. Jednak skupiłem się na spotkaniu z Granger. Jeżeli tak mnie wszycy tutaj wspominają to mam przerąbane.
-Stary, słuchasz mnie?-spytał mnie Zabini, machając mi przed twarzą. Już mi nie miażdżył ramienia.
-Przed nami są cele, spotkamy się później. Wiesz, co? Masz teraz kupę czasu na przemyślenie tego co zrobiłeś... Na znalezienie argumentów za tym, by twój ojciec był udupiony raz na zawsze. No i, żebyś ty był super dobry i tu pracował. Musisz udowodnić, że arogancki arystokrata, nie lubiący szl... czarodziei o nie czystej krwi zniknął. Nie spieprz tego-powiedział i zamknął drzwi celi.
-Nie spieprz tego-powtórzył i rozwalił mi włosy. Poszedł w swoją stronę, a ja brudny siedziałem w celi. Nigdy nie pomyślałem, że znajdę się w takiej sytuacji... 'Ciekawe, co z mamą?' pomyślałem i schowałem twarz w dłoniach. Jaki ze mnie dupek i egoista. Powinienem zostać i przekonać matkę... Ale może jak zaaresztują ojca, wszystko się skończy? Nie wiem, ale warto spróbować...
Po chwili zauważyłem twarz okoloną bujnymi brązowymi lokami, które wypatrywały mnie. Patrzyłem w czekoladowe oczy Granger i pomyślałem 'Ona jest nadzieją dla tego dupka, który siedzi w tej celi'. Gdy wreszcie znalazła mnie wzrokiem, podeszła szybko i powiedziała
-Obym jak najkrócej cię przesłuchiwała... Ale muszę to robić, bo...
-Jesteś panią minister... Nie masz od tego ludzi?
-Choć dużo czasu nie minęło, Minister Magii uważa, że w łapaniu śmierciożerców poradzi sobie parę osób. W końcu najgroźniejsi, albo zginęli w wojnie, albo już złapaliśmy. Niestety został tylko twój ojciec i inni sprzymierzeńcy Voldemorta. Uważam, że ty też powinnienęs trafić do więzienia, ale jak pewnie ci powiedział Zabini, mamy dzieci śmierciożerców naprowadzać na dobrą drogę, bo prawdopodobnie byli do tego zmuszani. Ja w to nie wierzę, szczególnie w twoim przypadku...
-To uwierz-przerwałem jej. Nie rozumiała wielu rzeczy... Myślała tylko, że wrogów Czarnego...Voldemorta zabijał i terroryzował. Ale tak nie było...
-W co mam wierzyć? W twoją niewinność?- zaśmiała się. Jednak w jej śmiechu nie było ani krzty życzliwości. Patrzyłem na upartą dziewczynę, którą kiedyś dokuczałem i sprawiałem ból.
-Skoro to ma być przesłuchanie, to może ja zacznę? A w ogóle, to nie powinni się inni zebrać i mnie wysłuchać? Aurorzy i w ogóle?
-Nie jesteś, aż tak ważny, uświadom to sobie-powiedziała złośliwie- Wystarczy tylko moje słowo.
-Twoje słowo? Przyszedłem tutaj, by uświadomić was, wrogów Voldemorta...
-A nie Czarnego Pana?
-Masz charakterek Granger, nie powiem... Przyszedłem tutsj, by uświadomić was, ze Voldemort nie był okrutny tylko dla was, szl... czarodziei o nie czystej...
-Powiedz to, Malfoy! Powiedz! Szlama! Wiesz, że takie rzeczy idzie się do więzienia?
-Macie chyba większe powody, żebym siedział, co nie?!-wykrzyczałem wkurzony. Nie mogą uświadomić sobie, że żałuję, że zrobiłem wiele rzeczy?!
Poczułem na sobie wzrok Hermiony. Popatrzyłem jej w oczy, jednak dopiero teraz zauważyłem, że widzę tylko rozmazany obraz. No tak, płacz przy dziewczynie, na pewno jej... Właściwie czemu chcę jej zaimponować? Czym? Że ją wyzywałem przez całą szkołę od szlam?
-Ziemia do Malfoya- powiedziała brunetka i złapała go za rękę
-Obiecuję, że nie będę ci przerywać. Po prostu gotuje się we mnie, jak ciebie widzę. Z wiadomych względów...-powiedziała cicho. Westchnąłem i zacząłem cicho
-Nie potrzebujecie chyba dowodów, żeby zamknąć mojego ojca? Jeden z ulubieńców Czarnego Pana...tfu... Voldemorta, zabił wiele czarodziei o nieczystej krwi i był z tego dumny. Do tego siedzi w swojej twierdzy w willi niedaleko Zakazanego Lasu, gotowy, by zniknąć, po tym jak przekupi aurorów... Tak, nie jesteście święci, wielu z nich jest już tak przekupionych, a mojemu ojczulkowi nie braknie pieniędzy... Jednak przyszedłem w innej sprawie. Ojciec dawno już powinien zostać zamknięty przez kogoś, kto oprze się jego kasie. I to szybko. Bo ojciec nie jest głupi, może się zmienić w kolejnego Voldemorta, ponieważ chęć władzy zaślepia go od dawna i nienawiść do mugoli zaślepia go od dawna. Dopiero nie dawno, zauważyłem, że przygotowuje się do kolejnej wojny...
-Wojny?!-krzyknęła zdziwiona Granger. Puściła moją rękę i wstała. Krążyła po celi, próbując się uspokoić. Łzy leciały jej po policzkach.
-Znów ma zginąć wiele czarodziei, znów wszyscy będą w śmiertelnym niebezpieczeństwie, znów...-mruczała pod nosem. Złapałem ją za rękę i przyciągnąłem bliżej. Usiadła na przeciwko mnie, a ja popatrzyłem jej w oczy.
-Zrozum Granger, musisz mnie wysłuchać. Ja nie chcę powtórki z rozrywki. Nie chcę wojny. Mugole nic nam nie robią. Byłem przekonany, że ojciec ich nienawidzi, by nie zginąć z rąk Voldemorta. Bo jesteśmy tchórzami, cała nasza rodzina to tchórze. Myślałem... Nie wiem co myślałem. Od zawsze mi wpajano, że Voldemort to dobro, a mugole to zło. Tylko, że to nie prawda. Ogarnąłem to jeszcze przed wojną, ale było już za późno. Ojciec nawalił, a Voldemort kazał mi stać się śmierciożercą. Bałem się wtedy jego, wiedziałem, że może zabrać mi matkę. Moją matkę, którą teraz zostawiłem w domu. To ona sprawiła, że nie jestem zimnym arystokratą. Dzięki niej wiem, co to miłość, przyjaźń. Choć, gdy poszedłem do szkoły, ojciec zaczął mnie "wychowywać", a ja całe życie uważałem ją za słabą osobę, teraz zrozumiałem... Wszystko. Wtedy też... Ale musiałem to zrobić, musiałem... Bo wtedy ona zginęłaby. Musiałem też zabić Dumbledora. To było najtrudniejsze zadanie, bo w głębi serca szanowałem go... Jednak zrobił to Snape, do dziś nie wiem dlaczego. To było po prostu dla mnie za trudne. Byłem tylko rozkapryszonym nastolatkiem, który myślał, że bycie śmierciożercą jest fajne. Nie jest. Wiem, że to głupio zabrzmi, ale bycie śmierciożercą nie raz było bardziej niebezpieczne niż bycie wrogiem Voldemorta. Dlaczego? Nie wiem, ale ja zawsze miałem różdżkę przy gardle. Zawsze wiedziałem, że jak nie zachowam się tak jak on chcę, to zabije mnie i moją rodzinę. A to było straszne...
Myślałem, że po jego śmierci wszystko się skończy. Ale ojciec jeszcze bardziej ześwirował. Darł się na nas, że mu nie pomagamy, że cieszymy się ze śmierci jego Pana. Był okropny, matkę traktował gorzej niż mnie. A ona jeszcze go kochała... Po prostu, nie wiem co robić... Wczoraj go zostawiłem, snułem się po Londynie...
-Wiem-powiedziała. Popatrzyłem na nią zdziwiony
-Widziałam cię. Niestety nie mogłam cię oszołomić i zabrać do Ministerstwa, bo aportowałeś się.
-Widziałaś mnie na przystanku?
-Tak...
-Przepraszam, że cię nie zauważyłem. Może jakoś by to inaczej wyglądało... To znaczy nasze pierwsze spotkanie po wojnie.-powiedziałem cicho patrząc na nią. Wybałuszyła oczy, była bardzo zdziwiona. Moją postawą?
-Ale i tak miło mi cię widzieć. Nawet nie wiesz ile tobie i Wybrańcowi zawdzięczam. Miło wiedzieć, że jesteś na wysokiej pozycji w Ministerstwie i nie musisz się martwić o przyszłość. Po prostu zajebiście miło- mruknął. Zazdrościł brunetce i czuć to było w jego głosie.
-No to kiedy wychodzę?-spytałem
-Zobaczymy, czy w ogóle wyjdziesz-powiedziała i wstała
-Jak to nie wyjdę? Ja? Malfoy, który wszystko dostaje za piękne oczy?-spytałem z leciutkim uśmiechem.
-Właśnie za taką postawę powinieneś choć troszkę tu posiedzieć, fretko-powiedziała i wyszła z celi. Patrzyłem jak odchodzi i zastanawiałem się, jak to możliwe, że ją nienawidziłem

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział I

DRACO
Pojawiłem się nagle na ciemnej ulicy z myślą 'Jak mogłem jej coś takiego zrobić? Dlaczego ją tam zostawiłem?'. Takie myśli zaprzątały mi cały dzień. Cały dzień nic pożytecznego nie robiłem, tylko szedłem w tylko mi znanym kierunku i myślałem. Myśli, które sprawiały mi ból, robiły to cały dzień. Dopiero, gdy zaczął padać mocny deszcz, ocknąłem się. Zauważyłem, że minęły dobre cztery godziny. To jednak nie było ważne... Usiadłem na ławce na zadaszonym przystanku autobusowym i obserwowałem przechodzących mugoli. Nawet nie wiedzieli, co się stało ledwie rok temu. Patrzyłem na ich uśmiechnięte twarze, które nie były uświadomione co im zagraża. Zagrażało. W duchu pocieszyłem się myślą, że nie ma już Czarnego Pana... pfff... Voldemorta. Nie jest on żadnym Panem. Ale niestety był. Westchnąłem ponownie i popatrzyłem na słońce, które coraz bardziej zmierzało w stronę zachodniego krańca nieba. 'Gdzie ja będę teraz spać?' pomyślałem i ukryłem twarz w dłoniach. Nikogo nie znałem w tym świecie, bo byłem pieprzonym arystokratą w świecie magii. Byłem... Z nieba nadal padał deszcz, a robiło się coraz zimniej i ciemniej. Popatrzyłem na swój ubiór- marynarka, jeansy i koszulka. 'Mogłeś to lepiej zoorganizować, głupku' pomyślałem, a potem uświadomiłem sobie, że gadam sam ze sobą. 'Dobrze, że w myślach' dodałem i wstałem. Deszcz już nie był taki intensywny, więc szybkim krokiem skierowałem się w stronę jakiejś ciemnej uliczki. Tam aportowałem się do tawerny na Pokątnej. Gdy już siedziałem w małym pokoju, patrzyłem na księżyc i miałem nadzieję na cud. Nie wiedziałem tylko na jaki cud.
HERMIONA
Wyszłam jak zwykle z Ministerstwa Magii i skierowałam się do mojego przytulnego mieszkania. Nie jeździłam taksówką, samochodem czy autobusem. Szybki spacer zawsze dawał mi dużo energii i sprawiał, że miałam niezłą figurę. Nie byłam z niej jakoś dumna, ale zawsze miło, gdy mężczyźni oglądali się za tobą. Uśmiechnęłam się pod nosem i ruszyłam dalej. Nagle zaczęło padać. 'Cholera jasna' pomyślałam i schroniłam się pod przystankiem. Usiadłam obok jakiegoś zrozpaczonego blondyna. Popatrzyłam na niego i zastanowiłam się. Wydawało mi się, że kiedyś go widziałam. Nagle serce mi zaczęło bić. 'Czyżby to nie Malfoy?' pomyślałam i zamarłam. Nie ruszałam się i nie patrzyłam w jego stronę. Gdy się poruszył, odchyliłam głowę w bok. Moje serce znów przyspieszyło. Nie miałam ochoty na obelgi z jego strony. Poza tym, jest poszukiwany przez Ministerstwo. Nie jako przestępca, bardziej jako świadek. W końcu był z niego taki śmierciożerca, jak ze mnie kucharka. Byłoby dobrze jakbym go oszołomiła i zaniosła do Ministerstwa. To co, że tylko świadek- bardzo ważny świadek. Po chwili wstał i zaczął gdzieś szybko iść. Wstałam po chwili i zaczęłam go śledzić. Nawet, gdybym obok niego szła, nie zauważyłby mnie. Rozmyślał nad czymś mocno. Potknął się nawet o kogoś. 'Malfoy zamyślony... To on w ogóle umie myśleć?' pomyślałam i uśmiechnęłam się złośliwie. Nagle blondyn gwałtownie skręcił. Podbiegłam w tamtą stronę. Dobrze znałam tą uliczkę, tam często się tam aportowałam. Jednak nie zdążyłam, Malfoy zniknął. Przeklnęłam pod nosem swoją głupotę i odeszłam niezadowolona. Skierowałam swój szybki marsz w stronę mieszkania i myślałam o tym incydencie. Byłam mocno wkurzona na siebie i na Bogu winnego Malfoya. Weszłam do mieszkania i zdjęłam płaszczyk. Odgrzałam wczorajszą pizzę i usiadłam z nią na kanapie.  Odsłoniłam szklaną ścianę, która zastępowała mi telewizor. Miałam tutaj idealny widok na Londyn. Uwielbiałam patrzeć na tych wszystkich ludzi, którzy wracali do domów, mieli rodzinę. Uwielbiałam myśleć, że mam rodzinę. Jednak nie było faceta, który kochałby mnie za charakter. Wszyscy kochali moje ciało. Gdy zaczynałam mówić, tracili zainteresowanie. Nie rozumieli mnie. Czy to nie ironiczne? Jeszcze rok temu kochałam się w głupim Ronie, który mógł zostawić mnie dla głupiej dziewuchy. Ale teraz byłam silniejsza i słabsza. Silniejsza jeśli chodzi o charakter, słabsza jeśli chodzi o rozstania. Rozmyślałma tak długo, gapiąc się w księżyc i popijając czerwone wino.